Zauważyłem pewną tendencję - miłośnicy kolei i pokolenie 40+ preferuje wagony z przedziałami, a pokolenie poniżej 40-stki właśnie ceni sobie brak przedziałów. Jako argumenty za bezrzedziałowcami zazwyczaj podawane jest to, że nie trafisz do jednego przedziału z kimś brudnym czy małym dzieckiem, a do tego masz więcej prywatności i miejsca na nogi. Mi w sumie obojętne co to za wagon, nawet starą, niewyremontowaną 2-jką w TLK nad morze się jechało wygodniej niż osobówką.
BTW, to tendencja ogólnoeuropejska, że się odchodzi od przedziałowych wagonów na rzecz bezprzedziałowych EZT, nie wiem czy dobra, ale teraz robimy to zarówno my, jak i kraje o zdecydowanie wyższej kulturze kolejowej.
Z tym, że ma się więcej prywatności w bezprzedziałowych, to zgodzę się tylko w dwóch kwestiach - więcej prywatności (nikt nie siedzi na przeciwko i nie patrzy się na Ciebie) i więcej miejsca na nogi (choć i tu może być różnie).
czatowiec napisał(a):
Jako argumenty za bezrzedziałowcami zazwyczaj podawane jest to, że nie trafisz do jednego przedziału z kimś brudnym czy małym dzieckiem (...)
Może i nie trafisz do jednego przedziału, ale trafisz do jednego wagonu 😛 Jednak jest różnica między 8 osobami w przedziale, a kilkudziesięcioma w całym wagonie 😉
Ja wybieram zawsze wagon bezprzedziałowy i to także przy kilkunastogodzinnych podróżach. Nie muszę patrzeć się na pasażera z naprzeciwka. Poza tym w 2 osoby koło siebie w takim wagonie jest wygodniej niż w 8 w pełnym przedziale, a i zdarzało mi się jechać w przedziale w 11 osób.
Ja też uważam, że deska lepsza od twarzy.
1. Deska nie będzie się dziwnie patrzeć, jak ci się przyśnie z otwartą buzią.
2. Przed deską nie musisz zachowywać kamiennej twarzy.
3. Patrzenie się przez 10 h na deskę nie jest krępujące.